Jego
kwadratowy stół jest malutki. Stworzony dla pojedynczego klienta a
może mizantropa. Siedzi sam w głębi bistra na rue du Bac i nie wygląda
na kogoś kto unika ludzi. Ani na kogoś kto szuka ich towarzystwa. Jakiś
głos tuż za mną mówi z szacunkiem że On tam jest. Nie wiem kto mówi te
słowa ale postanawiam się nie odwracać. A On zawieszony nad swoim
talerzem gryzmoli coś na papierowym obrusiku. Dokładniej na małej
przestrzeni między kieliszkiem (zaskakujące że kieliszek nie pozostawia
żadnego czerwonego śladu na obrusie choć karafka jest już do połowy
pusta) a solniczką. Mimo niewielkiej powierzchni jego pióro biegnie po
papierze szybko i płynnie. Pismo jest drobne. Mikroskopijne. Słuchawki
jego walkmana nie przepuszczają ani jednego łyka ani jednego kęsa muzyki
której słucha. Przyobleczona w szary papier książka którą trzyma w
lewej ręce również jest zagadką.
Zatem trzeba będzie zaczekać.
Nareszcie
wstaje i (czyżby przez nieuwagę?) jego książka uderza w karafkę z
winem. Strumień koloru granatu (choć karafka jest zaledwie do połowy
pełna ) rozlewa się natychmiast na cały stół i na papier obrusiku który
wchłania żarłocznie ostatnią szansę na odgadnięcie tajemnicy jego
zauważalnej nieobecności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz