Franek
Franek
wierzy świecie że jego prababka ma sto lat. Może nawet więcej ale tego
nikt nigdy się nie dowie. Podczas licznych pożarów i wysiedleń prababka
Franka straciła wszystkie dokumenty. Kobiety ze wsi mówią za jej
plecami że skorzystała z tej okazji żeby odmłodzić swoją metrykę o
kilka zbyt ciężkich lub jak kto woli zbyt lekkich lat. W czasie wojen
prababka Franka straciła również męża i syna. Pierwszy oddał duszę i
przytłumiony okrzyk nowo-nienarodzonego gdy serce przebijał mu
zakrwawiony żelazny bagnet. Drugi dołączył do pierwszego gdy żelazna
kula przeszyła mu na wylot czaszkę i nie miał nawet ćwierć sekundy żeby
pomyśleć choćby o westchnieniu. Kobiety ze wsi mówią cicho że prababka
Franka źle się postarała żeby odczynić swój zły los. A to dlatego że
nowy mąż którego sobie wzięła też ją osierocił. Ten nowy młody i pełen
wigoru mąż był zgodnym gospodarzem. Zginął w czasie pokoju zginął w
czasie żniw zginął od wyostrzonej do białości metalu kosy pijanego
zawiścią sąsiada. I zostawił żonę samą. Tylko z niewczesnym ciężkim i
okrągłym brzuchem. Z brzuchem jak bochen żytniego chleba (co jak wszyscy
wiedzą zapowiada przyjście na świat dziewczynki) i kilkoma długami jako
całą schedę.
Od
kiedy Franek umie chodzić każdego ranka pije wodę którą przynosi mu
jego prababka. Woda pachnie źródlanym chłodem ich piwnicy i żelaznymi
opiłkami z zakładu naprzeciwko. Tak pachnie gdyż prababka Franka moczy w
tej wodzie przez całe dwa tygodnie najpiękniejsze i najgrubsze gwoździe
jakie może znaleźć u sąsiada kowala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz