Kryształowy głos, który przywraca wiarę w niebo i istnienie aniołów…
Usłyszałam
o niej po raz pierwszy mniej więcej 10 lat temu. Jakieś francuski
portal internetowy – nie pamiętam już jego nazwy – zamieścił recenzję
płyty z utworami Haendla, w wykonaniu nieznanej mi śpiewaczki. Haendla
wtedy już znałam i bardzo ceniłam. O czeskiej mezzosopranistce nie
wiedziałam zupełnie nic. Ale ponieważ Polak i Czech są jak Pat i Mat, w
przerwie obiadowej popędziłam do FNAC-u (coś jak nasz EMPiK) i kupiłam
płytę Magdaleny Kozeny. Były to „Italian cantatas”. Od tej pory
zachowuję się jak rasowa fanka: kupuję wszystkie dostępne nagrania,
zaglądam regularnie na internetową stronę artystki, utworzoną przez jej
miłośników. Ba! wchodzę na portale plotkarskie, których bohaterami są
operowe gwiazdy (tak tak, też nie mogłam w to uwierzyć, ale są takie!) i
marzę, żeby usłyszeć i zobaczyć obiekt mego podziwu na żywo. Marzenie
to się ziściło zupełnie niedawno! Ale o tym kiedy indziej …
Magdalena
przychodzi na świat w Brnie, na Morawach, w 1973 roku. W dzieciństwie
śpiewa w Chórze Dziecięcym Miasta Brna, ale nauka gry na fortepianie
(pobiera lekcje w brneńskim konserwatorium) zajmuje ją do tego stopnia,
że bardzo poważnie myśli o karierze pianistycznej. Los decyduje inaczej:
w nieszczęśliwym wypadku Magdalena doznaje złamań obydwu rąk i musi
porzucić swe marzenia. Kontynuuje naukę śpiewu w Wyższej Szkole Sztuk
Muzycznych i Teatralnych w Bratysławie, z zamiarem … śpiewania w chórze.
Na szczęście trafia pod opiekę prof. Evy Blahovej, której doświadczone
ucho rozpoznaje diament.
Kariera
Magdaleny rozpoczyna się na dobre w roku 1995, I-ą nagrodą na
Międzynarodowym Konkursie Mozartowskim w Salzburgu. Od tej pory
występuje w operach na najważniejszych scenach świata, daje recitale
solowe z towarzyszeniem najbardziej cenionych zespołów i dyrygentów. W
2003 roku otrzymuje z rąk francuskiego ministra kultury i sztuki tytuł
Chevalier des Arts et des Lettres.
Ma bardzo szeroki repertuar, choć najważniejsze miejsce w nim zajmuje muzyka klasyczna i barok.
A barok tygrysy lubią najbardziej… ; ) Zwłaszcza w wykonaniu Magdaleny Kożeny.
A dlaczego?
Gdyż jest wrażliwa i porusza słuchacza prawdziwością swoich emocji.
Gdyż z największą wydawałoby się łatwością przechodzi od jednej karkołomnej figury do drugiej.
Gdyż w swoich interpretacjach nie obawia się zaśpiewać „brzydko”, jesli posłużyć ma to uwypukleniu muzyki i tekstu.
Gdyż ma przepiękną barwę głosu.
Gdyż taki głos chciałabym słyszeć po drugiej stronie tęczy.
Gdyż takiego głosu mogliby jej zazdrościć aniołowie…
Et voilà!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz