Rozmowa
On mówi że nie lubi ludzi którzy mówią zbyt głośno.
Ona chciałaby powiedzieć mu to samo.
Chciałaby mu powiedzieć że boi się tych którzy przemieszczają się z
prędkością światła nie rozświetlając niczego.
Tych którzy przemieszczają się z jednego bieguna emocji na drugi nie
pozostawiając najmniejszej cząsteczki ciepła na swej trajektorii. Tych którzy
torturują jej uszy i obijają głowę łomotem nieodprowadzanych ciężkich drzwi.
On mówi że dla ludzi którzy mówią zbyt głośno szary
nie jest kolorem ani niuansem. Że są jak
tropikalne wybujałe kwiaty. Że ocierać się o nich to tak jak żyć w miejscu
gdzie słońce jest okrągłe i palące przez cały dzień. Że ocierać się o nich to
jak żyć w miejscu gdzie plaża jest błękitno-piaszczysta przez cały rok. Ona
chciałaby mu powiedzieć to samo.
To trochę jak niegdysiejsze kazania ks. Malińskiego. Dziesięciozdaniowe, po których siedziało się w ciszy przeżuwając usłyszane. Wracając, wsłuchując się jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńOdklejając wielowarstwy skondensowane w raptem kilkudziesięciu słowach.