czwartek, 23 sierpnia 2012

Koniec końców


Koniec końców

Czy to już pora żeby się zestarzeć. Czy na to jest w ogóle kiedykolwiek jakaś pora. Nie ma żadnego powodu żeby się starzeć. Coraz bardziej odczuwać siebie jako balast. Wieloryb wyrzucony przez przeciwne prądy wysycha na dzikiej plaży. Można go nawet podlewać i co z tego. Starzeje się w mgnieniu oka i marszczy. W końcu umiera. On nie wie że się starzeje. Może umrzeć umiera. Podobno nawet wie że umiera. Ale nie wie że się starzeje. Do umierania zawsze jest powód. Z bólu. Z miłości. Z rozkoszy. Z nienawiści. Jest tyle powodów do umierania.
Pójść samemu na Narayama. Nie dać się wynieść komukolwiek. Nawet własnemu synowi którego się nie ma i nigdy nie miało bo zawsze na to był czas. Wszystko w życiu było w zasięgu ręki nawet umieranie choćby w wypadku samochodowym.
Ale nie starość.
A może po prostu mieć to wszystko gdzieś. Gdzieś spóźnione autobusy. Gdzieś źle wyglądające dżinsy. Gdzieś coraz cięższe okulary. Gdzieś orkiestrę symfoniczną w lewym lub prawym uchu. Gdzieś brak ochoty na starość.
Zrównać górę Narayama z poziomem morza.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz